Chan Chan – stolica zaginionej peruwiańskiej cywilizacji Chimú
Kiedy w Polsce Kazimierz Jagiellończyk rozprawiał się z Zakonem Krzyżackim, w Peru powoli wygasała dominacja jednej z najważniejszych i najciekawszych przedinkaskich cywilizacji. Lud Chimú pozostawił jednak po sobie ruiny największego miasta epoki prekolumbijskiej w całej Ameryce Południowej. Dziś Chan Chan jest jednym z najbardziej tajemniczych miejsc w północno-zachodniej części Peru.
Ruiny miasta Chan Chan, znajdują się 5 km na południe od kolonialnego Trujillo. Dawna stolica Imperium Chimú rozciąga się dziś na obszarze 14 km2, ale niegdyś miejska zabudowa zajmowała teren dwukrotnie większy i dawała schronienie dla przeszło 30 000 mieszkańców. Nie do końca wiadomo, co stało się przyczyną upadku cywilizacji Chimu. Prawdą jest jednak, że kiedy w II poł. XV wieku na ten teren wkroczyły wojska Inków, ich przywódcy nie spotkali się tu ze zdecydowanym oporem.
Fantastyczni architekci
- Chan Chan: Olbrzymia cytadela-mauzoleum z XIII wieku
- Ponad 9-metrowe mury miejskie
Początki miasta Chan Chan sięgają IX wieku. Jednak z każdym stuleciem miasto rozbudowywało się, stając się największym centrum administracyjnym, sakralnym i gospodarczym na terenie ówczesnego Peru. Każdy kolejny władca pozostawiał też po sobie olbrzymią świątynię-mauzoleum w kształcie potężnej prostokątnej piramidy. Podstawowym budulcem była tu gliniana cegła, tzw. adobe, w której rzeźbiono misterne ornamenty. Najczęściej powtarzały się motywy związane z morzem, takie jak: fale, ryby czy pelikany.
- Zdobione ściany wewnątrz pałacu Tschudi
- Mury z cegły adobe nie uległy nawet ulewnym deszczom El Niño
Wiele z tych reliefów zachowało się do dziś. Podobnie jak ozdobne, ażurowe ogrodzenia i ściany, których rąbokształtne otwory spełniały funkcję naturalnej klimatyzacji. I choć zwiedzając Chan Chan często trzeba uruchamiać wyobraźnię, to nadal trudno pozostać obojętnym, widząc potężne, 9-metrowe mury pałacu Tschudi. Sam pałac, podobnie jak cały obszar archeologiczny Chan Chan, w roku 1986 został włączony na listę Światowego Dziedzictwa UNESCO. Dzięki etykiecie UNESCO Chan Chan nie tylko zdobył międzynarodową sławę, ale też dodatkową ochronę ze strony peruwiańskiego rządu i międzynarodowej społeczności. Dzięki temu ruiny wciąż stawiają opór upływającemu czasowi oraz niezwykle ulewnym deszczom, które atakują Peru wraz z pojawiającym się tu co kilka lat fenomenem pogodowym El Niño.
Gorliwi czciciele Księżyca
- Wizerunki wilków to częsty motyw dekoracyjny rytualnych naczyń
- Tak wyglądali dostojnicy i władcy ludu Chimú
Duże wrażenie robi też długi na ponad 130 metrów rytualny basen. Dziś porasta go trawa, ale kiedyś wypełniony był wodą z podziemnych źródeł. Najważniejszą funkcją basenu było wówczas odbijanie Najświętszego Oblicza, czyli Księżyca, który czczono tu jako najwyższe bóstwo. Szacunkiem otaczano również wilki, psy i lisy, uznawane za zwierzęta księżycowe. Z tego względu ich wizerunki często zdobiłby ceramikę z Chan Chan.
- Basen w Chan Chan służył kapłanom do czczenia odbicia Księżyca
- Dziś porastają go trawy i chaszcze
Ozdobne wazy są zresztą największą kopalnią wiedzy o ludzie Chimú. Ich zdobienia prezentują religijne rytuały i seksualne obyczaje mieszkańców Chan Chan. To dzięki nim wiemy też jak karano przestępców i jak wyglądała ówczesna medycyna. Na glinianych naczyniach zdarzają się nawet tak szczegółowe przedstawienia jak plombowanie zębów czy trepanacja czaszki. Przykłady ceramiki z Chimu zobaczyć można zobaczyć w Museo de Sitio, które znajduje się tuż przy ruinach. Jednak największą i najciekawszą kolekcję glinianych naczyń prezentuje Muzeum Larco w Limie.
Pierwsi surferzy
- Surferska plaża w Huancacho i tradycyjne łodzie caballitos de totora
Mieszkańcy Chan Chan zapamiętani zostali jako doskonali rolnicy, tkacze i ceramicy, ale także jako pierwsi surferzy! Ich zasługą jest skonstruowanie łodzi, nazywanych caballitos de totora, czyli koników z trzciny. Zbudowane z trzciny totora łodzie nie zmieniły się przez wieki i do dziś istnieją rybacy, którzy ich używają. Tradycyjnie siedzi się na nich okrakiem, lecz wprawny wioślarze potrafią też przeskakiwać na nich fale w pozycji stojącej. Wizerunki zapisane na ceramice dowodzą, że umiejętność ta była znana również w czasach imperium Chimú. W pobliskiej wiosce Huanachaco, która dziś przyciąga do Peru surferów z całego świata, można nawet zapisać się na lekcje surfowania na słynnych konikach.
Nadzy strażnicy świątyń
- Huaca la Esmeralda czyli Szmaragdowa Świątynia
- Smocza parka pod łukiem tęczy w Templo Arco Iris
Na odwiedzanie Chan Chan i Museum de Sitio warto przeznaczyć spokojne 2-3 godziny. Z tym samym biletem (w cenie: 10 soli) możemy odwiedzić też Świątynię Tęczy i Świątynię Szmaragdową, czyli dwa inne miejsca kultu z czasów Imperium Chimú. Obie znajdują się w odległości kilku kilometrów od Chan Chan, dlatego bez problemu dotrzemy tam miejskimi busikami (za 2 sole) lub niewiele droższą taksówką (6-10 soli za kurs).
Huaca la Esmeralda, czyli Świątynia Szmaragdowa, to piramidalna budowla pokryta morskimi motywami. Natomiast Templo Arco Iris, czyli Świątynia Tęczy, słynie z podłużnej ściany, bogato zdobionej powtarzającym się wizerunkiem dwóch smoków pod łukiem tęczy. Te miejsca z pewnością nie mogą rywalizować z potęgą Chan Chan, ale wizyta tu będzie dobrym uzupełnieniem wiedzy na temat kultury Chimú. Tym bardziej, że bilet z Chan Chan ważny jest przez dwa dni.
- Nagi psi przystojniak
- Wizerunki bóstw w Museum de Sitio
Przy wejściu do obu świątyń przywitała nas jeszcze jedna lokalna ciekawostka. Bezwłose psy, średniej wielkości. Z początku myśleliśmy, że te nie grzeszące urodą czworonogi cierpią na jakąś dziwną chorobę skóry, ale okazało się, że brak sierści jest w ich przypadku zamierzony. Były to bowiem nagie psy peruwiańskie. Przedstawiciele rasy, która w tym regionie jest szczególnie popularna, a przez mieszkańców Trujillo nazywana nawet psami Chimú. W czasach Imperium psiaki te były szczególnie cenione i przeznaczane do pilnowania świątynnych ogrodów orchidei. Psy tego rodzaju traktowano z dużym szacunkiem, ale istniał też zwyczaj grzebania ich razem ze zmarłym właścicielem. Na szczęście dziś nikt nie wpada już na takie pomysły, a psiaki nadal cieszą się wyjątkową popularnością. I nawet nam po bliższym zapoznaniu wydały się całkiem ładne.