Warorot Market – bazar obfitości w Chiang Mai + historia jednego duriana
Widzieliśmy już wiele azjatyckich targów, ale Warorot Market z pewnością będzie należał do naszych ulubionych. Targ mieszczący się w sercu chiangmajskiego China Town zachwyca kolorami, różnorodnością smaków i szerokim asortymentem. Na Warorot Maket możemy dotrzeć na piechotę (wyruszając na prawie 1,5 km spacer z zachodniej bramy starego miasta w Chiang Mai) lub podjechać tuk-tukiem bądź czerwoną taksówką w stylu pick-up. My w Chiang Mai wybieramy zazwyczaj tę drugą opcję. Zauważyliśmy, że w mieście panuje niepisana zasada, że taki kurs kosztuje 20 THB za osobę w granicach starego miasta i 30 THB, gdy przekraczamy stare mury (jeśli tylko nadal pozostajemy w odległości 2-3 km od centrum). Z wizytą na Warorot Market nie trzeba się śpieszyć, bo targ czynny jest codziennie od 5 rano do 23:00.
Warorot Market Warto jest doskonałym miejscem do odkrywania tajskich smaków. Znajdziemy tu królujący w całej Tajlandii pad thai czy ramen, ale także egzotyczne owoce (takie jak osławiony durian) oraz różnego rodzaju skorupiaki czy jadalne insekty. Wśród tradycyjnych stoisk odszukamy też kilka przyjemnych kawiarni, których nie powstydziłby się kraje Zachodniej Europy oraz sklepy z designerskimi pamiątkami typu fair trade. Oczywiście stoisk z niedrogą kolorową hipiodzieżą jest jeszcze więcej. Kolorowe breloczki-słonie; szerokie spodnie, płócienne torby na ramię i plecione fantazyjne zasłonki sprawiają, że w ciągu tygodnia Warorot Market jest najlepszym miejscem na zakup pamiątek z Chiang Mai (specjalnie piszę „w ciągu tygodnia”, bo w soboty w Chiang Mai odbywa się jeszcze Saturday Market – totalne konsumpcyjne szaleństwo). Nie brakuje też asortymentu przydatnego w codziennej podróży, bo na miejscu znajdziemy też drogerię, aptekę i stoiska z elektroniką.
My na Warorot Market wybraliśmy się również po to, by spróbować duriana. Ponoć najbardziej śmierdzącego owoca na świecie… Chcecie wiedzieć jak było? Przejrzyjcie nasz post do końca…
- Tajskie przysmaki tylko dla odważnych
- Niedrogie mięsne szaszłyki
- … i szaszłyki w wersji wege – w środku orzeszki i mus z kokosa
- Mała manufaktura słodkich roti, czyli tajskich mininaleśników.
- Są też stoiska z kwiatami i dewocjonaliami, gdzie można kupić zestawy ofiarne dla świątyń…
- …lub kupić sobie własny domowy ołtarzyk
- W Tajlandii, jak w całej Azji, niezmiennie króluje złoto w swojej najbardziej żółto-złocistej odmianie
- Moc kolorów
- Punkt z kawą i mrożonymi koktajlami – na który smak macie ochotę? 😉
- Tajowie też lubią truskawki tyle, że najbardziej smakują im te białe, dlatego im jaśniejsze owoce, tym droższe
- Pitaja, czyli jeden z wielu egzotycznych tajskich smaków
- Można tu też skorzystać z wielu usług – ja na przykład skleiłam na targu swoje sandały u prawdziwego szewskiego mistrza!
- I durian – ulubiony owoc Tajów i nasz cel wyprawy (cena za kawałek to mniej więcej tyle, ile my płacimy tu za nocleg;)
- Durian to owoc-legenda. Jego zapach porównywany jest do: sera pleśniowego, zepsutego mięsa lub starych skarpet. Dlatego w wielu miejscach można znaleźć znaki zabraniające spożywania go w miejscach publicznych. Na Warorot Market – mimo licznych stanowisk, gdzie był sprzedawany, też takie widzieliśmy…
- Mimo oparów, które ma roztaczać, durian jest uznawany w Tajlandii za wyjątkowy przysmak. Tu też można było zobaczyć stoiska sprzedające przekąski o smaku duriana. W końcu kupiliśmy taki skromny kawałeczek i ruszyliśmy nad rzekę, by go skonsumować. Wyglądało to tak:
Podsumowując: może mamy wypalone kubki smakowe, ale wcale nie było tak strasznie. Konsystencja duriana przypomina skrzyżowanie mango z awokado i masłem, a smak i zapach… hmm, specyficzny, ale wcale nie taki intensywny, jak się tego spodziewaliśmy. Porównałabym go do jakiejś zepsutej pasty z awokado, chociaż lekka pleśniowa nuta też była wyczuwalna. Generalnie nie powala. I przyznajemy: nawet tego kawałka nie zjedliśmy do końca. Powiedzmy, że połowa była już wystarczająco sycąca.