Wielkie piękno, czyli kąpiel ze słoniami
W Chiang Mai na każdym kroku można spotkać agencję oferującą „Lifetime experience”, jakim ma być kąpiel ze słoniami. Zresztą nie trzeba nawet wybierać się do biura turystycznego, bo długą listą atrakcji witają Cię już przy rejestracji w hostelu. Rezerwując wycieczkę za pośrednictwem obsługi hotelowej można zwykle otrzymać 10% zniżki i darmowe śniadanie, ale nie ma się wtedy takiego wpływu na to, kto organizuje twój wyjazd. W hotelowej ofercie znajduje się zwykle rafting, trekking, wycieczka do plemiennych wiosek lub rozmaite spotkania ze zwierzętami. Wiele z tych propozycji jest bardzo wątpliwa moralnie, jak np. odwiedziny u plemienia Karen, gdzie kobiety zakładają złote obroże, które nienaturalnie wydłużają ich szyje. Jest to rodzaj ludzkiego ZOO, istniejącego nadal tylko dlatego, że wciąż są ludzie gotowi za nie zapłacić.
W poszukiwaniu etycznego rezerwatu
Przy takim podejściu do turystyki wybór etycznego rezerwatu, oferującego kąpiel ze słoniami też staje nie lada wyzwaniem. Widząc Europejczyka agenci biur podróży od razu proponują oferty rezerwatów przypinających sobie miano „ethical elephant sanctuary”, które oficjalnie zakazują jazdy na słoniu. Jednak ci sami agenci bez mrugnięcia okiem sprzedadzą też przejażdżkę na słoniu, jeśli tylko ktoś będzie się tego domagał. Zdarza się też, że te same rezerwaty mają w ofercie wersję „etyczną” (kąpiel ze słoniami) i „nieetyczną” (tj. z przejażdżką) tylko reklamują je wtedy na odmiennych broszurach.
Jeśli chcemy mieć 100% pewność, że rezerwat, do którego się wybieramy to prawdziwy park narodowy, to powinniśmy skorzystać z oferty: Elephant Nature Park. Jednak tu odwiedziny należy rezerwować przynajmniej miesiąc lub dwa wcześniej. My nie byliśmy na tyle przewidywali, więc sprawdziliśmy 4 inne rezerwaty polecane przez przewodnik LP. Ale nawet w tym wąskim gronie połowa budziła nasze zastrzeżenia. W końcu wybraliśmy półdniową wizytę w Elephant Retirement Park, który cieszył się najlepszymi opiniami w sieci. W sumie na szukanie odpowiedniego miejsca straciliśmy całe popołudnie.
Podsumowując: wizytę w rezerwacie słoni warto zarezerwować wcześniej w Elephant Nature Park. Jeśli jednak nie mamy tyle czasu to należy:
- unikać rezerwatów oferujących przejażdżki,
- wybrać ofertę świadomie, nie sugerując się poleceniami agentów lub hotelarzy (dla nich najważniejsza jest prowizja),
- sprawdzić stronę internetową rezerwatu,
- upewnić się ile osób jest zabieranych jednorazowo na wycieczkę (nas była szóstka, ale widzieliśmy oferty, gdzie w jednej kąpieli uczestniczy nawet 30 osób),
- sprawdzić opinie na jego temat w sieci (np. TripAdvisor) lub w zaufanych przewodnikach,
- unikać miejsc, które nie figurują nigdzie w internecie i oferują duże promocje.
Wyjątkowa kąpiel
Nasza wycieczka rozpoczęła się dość stresująco, bo bus, który miał nas zabrać do rezerwatu nie mógł znaleźć naszego hostelu, więc przekazał do biura, że po prostu nas nie zastał. Na szczęście mieliśmy numer do organizatorów i przekonaliśmy ich, że czekamy przed głównymi drzwiami już od 45 min. Ostatecznie wyruszyliśmy parę minut po 8:00, czyli godzinę później niż było to zaplanowane. Na miejsce dotarliśmy po kolejnej godzinie, bo rezerwat znajdowała się jakeś 60 km od Chiang Mai.
Później wszystko toczyło się już według planu, który pewnie zawsze wygląda podobnie:
- Nasz przewodnik opowiedział nam o historii parku i 7 słoniach, które tam mieszkają. Większość z nich została wykupiona z cyrków lub agencji oferujących przejażdżki, kiedy nie można było już na nich dobrze zarabiać, bo były mocno kontuzjowane. Żaden z tych słoni nie urodził się na wolności i choć park nosi nazwę „retirement”, to tutejsze słonie liczą sobie ok. 30 lat, więc wcale nie są staruszkami (w niewoli słonie żyją około 60 lat, a na wolności do 90). Park doczekał się też nawet dwóch słoniątek. To tyle, co udało nam się zrozumieć, bo tajski akcent naszego przewodnika zniechęcał nas do zadawania dalszych pytań 😉
- Potem przyszła pora na przygotowanie przekąski i karmienie słoni. Jak się okazało krojenie pałek trzciny cukrowej wcale nie należało do najłatwiejszych! Na szczęście były jeszcze banany, zdecydowanie preferowane przez naszych wielkouchych przyjaciół. Musimy przyznać, że było to naprawdę niezwykłe doświadczenie. Te olbrzymie zwierzęta bardzo delikatnie poruszają się w pobliżu człowieka i nawet kiedy sięgają trąbą po przekąskę starają się nie robić tego zbyt nachalnie. I są naprawdę piękne! Mają takie mądre oczy. Najbardziej rozczulające są oczywiście maluchy, ale one też są najbardziej niepokorne. Dlatego jeśli taki malec odejdzie na bok, to znak, że trzeba mu dać spokój. Zresztą nie wszystkie słonie partycypowały w naszym spotkaniu. Jeden nie chciał i spokojnie przyglądał się z góry naszym zabawom.
- Kolejnym punktem było błotne spa, w którym można było słoniom towarzyszyć. Na potrzeby wejścia do błotnej sadzawki otrzymaliśmy kolorowe stroje. Dzięki temu mogliśmy się bezkarnie brudzić nacierając słonie gęstą mazią. Widać było, że sprawia im to prawdziwą frajdę.
- Następnie przyszła kolej na kąpiel ze słoniami w sadzawce. Dla opłukania słoni z błota dostaliśmy plastikowe miseczki, którymi chlustaliśmy je po grzbietach. Czego nie zmyła woda z misek, to dokończył prysznic pod szlaufem.
- Ostatnim punktem kosmetyki był peeling w piachu. Nie wszystkie miały na to ochotę, ale za to najmłodszy tarzał się w nim z radością, niczym kąpiąca szynszyla.
- Na koniec zostaliśmy jeszcze zaproszeni na wegetariański lunch.
- Do hostelu w Chiang Mai wróciliśmy chwilę po 13:00.
Warto czy nie?
W sumie realne spotkanie ze słoniami trwało jakieś 2 godziny, ale dostarczyło nam masy miłych przeżyć. Czy dla słoni też było tak samo przyjemne? Trudno to stwierdzić. Cieszyły się ze smakołyków i momentami ewidentnie widać było, że kąpiel sprawia im prawdziwą radość. Przez większość czasu natomiast spokojnie spełniały komendy swoich opiekunów. Na pewno nie jest to ich naturalne środowisko i z tego względu trudno mówić o idealnych warunkach. Pytanie też jak wygląda ich codzienność, gdy nie ma turystów? Czy mogą swobodnie chodzić po parku czy też są zamykane w małych zagrodach. W każdym razie jesteśmy przekonani, że jest im tam lepiej niż w jakimkolwiek cyrku czy tajskim ZOO.